Beata Dyraga o sztuce publicznej prezentacji
„Nagle prezes powiedział do niego: – Panie Jacku, to może pan w takim razie wyjdzie na środek i przedstawi nam wyniki sprzedaży z poprzedniego miesiąca. Rozmawialiśmy o nich wczoraj, wiem, że jest pan przygotowany. Zapraszam”. Jacek poczuł jak zaczynają trząść mu się ręce, że kręci mu się głowie a na czoło wychodzą pierwsze krople potu. Cały czerwony podszedł do flipchartu. Na plecach czuł 20 par uważnie wpatrujących się w niego oczu. Odwrócił się… Tak, nie mylił się. Byli tam i patrzyli… Czekali aż się odezwie”.
Współczesny świat coraz częściej stawia przed nami podobne wyzwania. Spotkanie zespołu współpracowników, prezentacja przed zarządem, wywiadówka w szkole czy spotkanie wspólnoty mieszkaniowej. W każdej z tych sytuacji to, w jaki sposób się zaprezentujemy, co powiemy, a przede wszystkim jak to zrobimy, wpłynie w mniejszym lub większym stopniu na nasze życie.
Nieumiejętność publicznego występowania to dla wielu z nas zmora życia a dla tych, którzy to potrafią – źródło sukcesów i nieustającej satysfakcji. Każdy ma mniejsze lub większe predyspozycje i talent do publicznego przemawiania. Ale też z drugiej strony, każdy ma swoje indywidualne cechy i możliwości, z których bardzo często nie zdaje sobie sprawy.
Wieloletni stres, lęki, obawy przykrywają grację naszych ruchów, ciała, podnoszą tembr głosu, ukrywając naszą wolną i nieskrępowaną naturę. Doktor Aleksander Lowen (A. Lowen „Duchowość ciała”) pisze, że każdy człowiek ma w sobie grację, którą porównuje do wdzięku dzikich zwierząt. Należy tylko przypomnieć sobie jak z niej korzystać.
W swoich wieloletnich obserwacjach zawodowych widziałam wielu „zablokowanych” i skrępowanych ludzi, którzy poprzez odpowiednie ćwiczenia i pracę nad sobą odkrywali własne umiejętności i talenty, w które sami nie mogli uwierzyć.
Piszę o tym wszystkim dlatego, że gros publikacji i szkoleń na temat sztuki wystąpień publicznych skupia się na wyuczonym i wystudiowanym warsztacie, będącym powieleniem oglądanych wzorców. Uważam, że nie da się wykreować prawdziwej jakości powielając kogoś innego. Nawet perfekcyjnie wystudiowane ruchy zawsze będą „zgrzytały”; odbiorca będzie odczytywał je jako coś niespójnego.
Sztuczne obniżanie głosu wcześniej czy później zakończy się jego chorobą, udawane (a nie szczere) zainteresowanie słuchaczami nie wzbudzi w nich zaufania. Wyuczony, pozorny „spokój pokerzysty” legnie w gruzach przy pierwszym zetknięciu z tzw. trudnym słuchaczem. Prawdziwa siła polega na odkrywaniu i wykorzystywaniu tego, co jest w nas, co jest unikalne i niepowtarzalne.
Dlatego pracując z klientami staram się zarówno przekazać im dobry warsztat, jak również pomóc odkryć możliwości ciała, głosu oraz własne unikalne cechy, którymi mogą kupić „słuchacza”.
Pisząc o wystąpieniach nie sposób pominąć tremy. Temat ten na ogół traktowany jest dość powierzchownie w sposób przypominający trochę reklamy pigułek na ból głowy. Pomimo chwilowej poprawy przyczyna pozostaje nietknięta. Ja do tematu tremy podchodzę dwutorowo.
Po pierwsze – podejście krótkofalowe. Czyli co prelegent może zrobić przed wystąpieniem, żeby zminimalizować swoją tremę, jak również w trakcie samej prezentacji, kiedy trema się pojawi. Uważam, ze każdy człowiek powinien mieć swój własny zestaw ćwiczeń przed prezentacją (ale również spotkaniem z klientem, rozmową o pracę itp.) do wykonania w domu, samochodzie czy nawet toalecie. Poza minimalizowaniem „szansy” na tremę dbamy o nasz głos, kręgosłup czyli ogólnie rzez ujmując – BHP prelegenta.
Po drugie – podejście długofalowe. U podstaw tremy leżą takie emocje jak lęk przed negatywną oceną, utratą kontroli, odrzuceniem. Umiejętność „rozpuszczenia” tych lęków owocuje min. trwałą eliminacją paraliżującej nas tremy. Generalnie emocje to temat kluczowy dla osoby występującej publicznie.
Większość trudnych sytuacji podczas wystąpień wynika z naszych własnych emocji. Nie będąc ich świadomym, nie rozumiejąc ich źródeł, obarczamy odpowiedzialnością grupę i sytuację zewnętrzną. Czując się niepewnie myślimy, że grupa jest nam nieprzychylna. Mając w sobie agresję uważamy, że to słuchacze są nam nieżyczliwi, że nas specjalnie prowokują.
W rzeczywistości grupa na ogół jest naszym sprzymierzeńcem, a źródło naszych emocji nie ma nic wspólnego z tym co się dzieje na sali. Po przetestowaniu różnych metod pracy z emocjami wielką inspiracją, jak również potwierdzeniem moich własnych przemyśleń stała się dla mnie szkoła INTEO stworzona przez Collina P. Sissona. Polega ona na nauce bycia tu i teraz ze swoimi uczuciami, poza-intelektualnym doświadczaniu emocji, czego niejako wartością dodaną jest zanikanie fobii i lęków.
Człowiek występujący publicznie powinien nauczyć się bycia świadomym jednocześnie trzech rzeczy:
- tego, co chce osiągnąć czyli celu swojego wystąpienia,
- siebie; swoich emocji i ciała, czyli tego co się dzieje wewnątrz niego,
- grupy, przed którą występuje, czyli tego, jak reagują słuchacze, ich nastrojów i potrzeb.
Niewątpliwie łatwiej być dobrym prezenterem osobie, która ze swej natury jest ekstrawertykiem, ale osoby introwertyczne też świetnie sobie radzą w mniej spektakularny i bardziej stonowany sposób. Każdy ma inny styl i możliwości. Można być prezenterem showmanem, aktorem, wykładowcą, nastawionym na efekt profesjonalistą bądź charyzmatycznym mówcą. Są bardziej tradycyjne – nastawione na jednostronny przekaz bądź bardziej interaktywne formy prezentacji.
Istnieje szeroka gama technik, narzędzi i metod, które możemy stosować w zależności od primo potrzeb i celów wystąpienia, secundo – naszych osobistych umiejętności. Inwestycja w to, żeby być dobrym prezenterem to nie tylko zdobycie kolejnej umiejętności zawodowej. To inwestycja w swoją wewnętrzną siłę, zdobywanie zasobów, które pomogą nam łatwiej żyć, bardziej otwarcie i prosto komunikować się ze światem. Bardziej elastycznie przyjmować to, co niesie nam życie.
Artykuł Beaty Dyraga „O sztuce publicznej prezentacji z innej strony” ukazał się na portalu „Nowoczesna Firma” (12/2008)