Kiedy mówimy o wellbeingu czy wellnessie, to tak naprawdę chodzi nam o dobrostan i szczęście. Szczęście każdego z nas, ale też szczęście społeczności czy krajów.
O wellbeingu, szczęściu i dobrostanie piszemy w felietonie w naszej stałej rubryce w Personelu Plus.
W przygotowywanym od 2012 r. przez ONZ corocznym rankingu „World Happiness Report” kraje skandynawskie znajdują się zawsze w pierwszej dziesiątce. W 2020 r. weszły do pierwszej piątki, razem ze Szwajcarią. Na czele uplasowały się Finlandia, Dania, za nimi właśnie Szwajcaria, dalej Islandia i Norwegia.
Mowa o regionach zamożnych, choć pieniądze to nie wszystko, bo pod lupę wzięto szerokie spektrum wskaźników i czynników, jak np. poczucie bezpieczeństwa i zaufania między obywatelami, stan demokracji i gospodarki, jakość środowiska naturalnego i dbałość o nie, kwestie zdrowia czy poziom edukacji.
O szczęśliwości zadecydowała więc spójność wielu aspektów, obserwowanych zarówno na poziomie jednostkowym, jak i społecznym.
A my, Polacy, czy jesteśmy szczęśliwym narodem? W rankingu brało udział 156 państw. My spadliśmy o dwie pozycje w stosunku do poprzedniego roku, i tak jest nieźle, bo zajmujemy 43. miejsce. No właśnie, aż czy tylko 43. miejsce? Klasyczny dylemat: czy szklanka jest do połowy pusta, czy do połowy pełna?
Mija rok, odkąd zaczęliśmy żyć w ciekawych czasach (chińskie powiedzenie „obyś żył w ciekawych czasach” uchodziło skądinąd za klątwę). Coś zyskujemy, coś tracimy i czegoś doświadczamy. Nieustająco, intensywnie i na wszystkich płaszczyznach.
Patrząc przez pryzmat programów wellbeingowych, widzę, jak tysiące pracowników korporacji coraz częściej sięga po pomoc w radzeniu sobie w pandemicznej rzeczywistości. Coraz więcej czasu poświęcamy na pracę z emocjami, ze stresem, z relacjami; ze zwyczajną, rzekłoby się, codziennością. Nie tylko po to, by „jakoś to było”. Również po to, żeby się rozwijać.
Pewne tematy, takie jak zdrowie psychiczne, przestały stanowić tabu. Człowiek chce rozumieć rzeczywistość, mieć poczucie sensu, być bardziej świadomy, a przez to efektywniejszy i kreatywny. Chce mieć wpływ. A chcieć znaczy móc, choć to wymaga wysiłku.
W 2006 r. w badaniach poziomu szczęścia w pierwszej ósemce najszczęśliwszych krajów świata znalazł się Bhutan. Bhutan to mały i niezamożny kraj himalajski leżący między Chinami a Indiami.
Tam na początku lat 70. XX w. czwarty król Jigme Singye Wangchuck odrzucił klasyczne PKB i zaproponował wprowadzenie nowo powstałej koncepcji, tzw. Gross National Happiness (Szczęście Narodowe Brutto) – dalej GNH.
W myśl GNH materialny dostatek nie wystarcza do szczęścia i wzrost ekonomiczny nie może odbywać się kosztem jakości życia, dziedzictwa kulturowego oraz środowiska naturalnego.
I choć początkowo ekonomiści na świecie uważali to za zbyt idealistyczne, wręcz utopijne podejście, wraz z utrwalaniem się nowych pojęć, takich jak ekonomia współdzielenia czy ekonomia współpracy, do tej idei zaczęto podchodzić już poważniej.
W Bhutanie przy jednej z dróg stoi np. tablica z napisem „Gdy zetniemy ostatnie drzewo, gdy opróżnimy ostatnią rzekę, złowimy ostatnią rybę, dopiero wtedy człowiek zrozumie, że nie da się jeść pieniędzy”.
Dzieje świata pokazują, że ludzkość rozwijała się skokowo. Rewolucje, przewroty, kryzysy wypędzają nas ze strefy komfortu. Najpierw z lękiem szukamy w chaosie, jednak z upływem czasu uaktywnia się nasz potencjał.
Zwieramy szyki, otwieramy się na nowe, wychodzimy poza utarte schematy. Tak jest i teraz – jesteśmy w trakcie zmiany. I właśnie nadszedł moment, by zwrócić się ku sobie i zapytać: czy jestem szczęśliwy, czy w obliczu zmiany i poczucia straty mogę utrzymać ten stan, czy jestem wewnętrznie spójny?
Felieton o wellbeingu, szczęściu i dobrostanie pt. „Szczęśliwy, czyli jaki?” ukazał się w magazynie “Personel PLUS” (04/2021).